Teatr Telewizji zaprasza na premierę sztuki Ödöna von Horvátha „Wiara Nadzieja Miłość” w reżyserii powracającej do współpracy z TVP Agnieszki Glińskiej. Premiera 4 listopada, godz. 20:30.
Sprawdź godziny emisji spektaklu „Wiara Nadzieja Miłość” w PROGRAMIE TV
Austriacki dramaturg Ödön von Horváth ze względu na swoje poglądy po przyłączeniu Austrii do III Rzeszy zmuszony został do emigracji. Zasłynął dramatami poruszającymi ważne zagadnienia społeczne, których akcja dzieje się w realiach ograniczanej przez państwo wolności.
– Sztuki Ödöna von Horvátha rzadko były realizowane w Teatrze Telewizji, choć autor należy do klasyków XX-wiecznej dramaturgii. Dobrze o tym wie Agnieszka Glińska, która parokrotnie wystawiała jego utwory w teatrach, choć nigdy ‘Wiary Nadziei Miłości’. Cieszy nas powrót reżyserki do pracy w Teatrze Telewizji, w którym debiutowała dokładnie 30 lat temu i ma znaczący dorobek. Inscenizacja dramatu von Horvátha pięknie go wzbogaca. W nieco kafkowskim świecie tej sztuki na pewno może się przejrzeć nasza współczesna rzeczywistość – mówi Wojciech Majcherek, zastępca dyrektora Teatru Telewizji.
W spektaklu zobaczymy m. in.: Marię Kanię, Krzysztofa Stroińskiego, Romana Gancarczyka, Dorotę Pomykałę, Michała Pawlika i Barbarę Wypych.
Sprawdź ofertę kanału TVP1 w PROGRAMIE TV
Po przedstawieniu Teatru Telewizji w spotkaniu z cyklu „Postscriptum” wezmą udział: reżyserka Agnieszka Glińska oraz aktorzy Maria Kania i Roman Gancarczyk. Rozmowę poprowadzi Agnieszka Szydłowska.
Źródło: Telewizja Polska
Obejrzałem ten spektakl i nie rozumiem dlaczego tak wielu znaczeń społecznych dopatrują się recenzenci tej sztuki. Spektakl zagrany bardzo dobrze i oglądało się go do dobrze. Nie wiem dlaczego na końcu głowna bohaterka się ożywiła. Dobrze, że nie weszła do zlewu i nie wyskoczyła w innym mieszkaniu. Nie była to też jednostka uwięziona przez system tylko jednostka kręcąca. Czasy miedzy wojnami były morczne. Wystarczy sobie wyobrazić, że nie wiadomo dlaczego prawie wszyscy ludzie chodzili ubrani na czarno. Może dlatego, że kino było wtedy czarno-białe albo nie było farby na kolorowe ubrania, albo tyle osób było w żałobie albo taka była moda. W tej inscenizacji mi tego zabrakło, choć czarności było trochę. Mimo wszystko, ta sztuka reprezentuje dla mnie nurt sensacyjny. Po prostu niecodzienna historia. A podtytuł Mały taniec ze śmiercią … to tak jakby zapowiedź skok bez asekuracji z podwójnym saltem.